Ostatnio w szkole sporo rozmawialiśmy o tolerancji. Czytaliśmy teksty na ten temat. Dowiedzieliśmy się, żę mnóstwo osób na wózku inwalidzkim lub wyznających inną religię spotyka się z brakiem akceptacji.
Nauczycielka zapytała nas, co byśmy zrobili, gdybyśmy zobaczyli, że jakaś osoba jest wyzywana. Wszyscy odpowiedzieli, że oczywiście stanęliby w jej obronie. Czy na pewno?
Przez kilka miesięcy Janusz był ofiarą nietolerancji, głównie z tego powodu, że nie zachowywał się jak wszyscy (miał różne tiki). Koledzy wyzywali go od debilów, zboczeńców (dlaczego akurat od zboczeńców?!). Byli to właśnie ci, którzy na lekcji krzyczeli, że są tolerancyjni i pomogliby każdemu. Za każdym razem, gdy go wyśmiewali, Janusz czuł smutek i złość, bo myślał, że to prawda: że jest gorszy, że do niczego się nie nadaje. Kiedyś interesował się magią, a mianowicie wierzył, że istnieje. Kiedy koledzy dowiedzieli się o tym, zaczęli się śmiać. On również nie był aniołkiem. Czasami też komuś tak dogadywał. Chciał w ten sposób wyładować złość.
Niedawno gnębiciele znaleźli sobie nowy obiekt drwin, a Janusza zostawili w spokoju. Co prawda poczuł ulgę, lecz myśl, że jest gorszy pozostała.
Dlaczego ludzie myślą, że są dobrzy i otwarci, a tak naprawdę nie są? B. K.